Polacy tracą dzieci przez bezmyślnych urzędników

Zrobiłeś swemu rocznemu synkowi fotkę na golaska, masz zbyt małe mieszkanie, były partner szuka odwetu za zawiedzione uczucie? Na Wyspach mogą zabrać ci dziecko z tych i wielu innych powodów. A pomocy znikąd.
Paweł ma zakaz zbliżania się do trójki swoich dzieci, a nawet do domu, gdy nikogo w nim nie ma. Od roku przeżywa koszmar. W niedużej nadmorskiej miejscowości, godzinę pociągiem od Londynu, patrzą na niego jak na zboczeńca. - Sam nigdy bym w coś takiego nie uwierzył, więc nie dziwię się innym, że im się to nie mieści w głowie - przyznaje.

Koszmar jak z Kafki

Utalentowany fotograf, filmowiec i muzyk pracował dla lokalnej telewizji kablowej. Latem zeszłego roku był z kamerą na plaży. Nikogo nie filmował, pokazywał sprzęt znajomemu. Ktoś, jednak wezwał policję. W kamerze nie znaleźli nic podejrzanego, niebawem pojawili się w jego domu. - Zabrali cały sprzęt, także muzyczny, komputery, nawet obiektywy od aparatu i modem internetowy - opowiada Paweł. Za policją wkroczyła opieka społeczna. Urzędnicy orzekli, że zachodzi podejrzenie przestępstwa na tle seksualnym i zabierają dzieci do rodziny zastępczej.

Nikt nie powiedział tego wprost, ale wyraźnie dało się odczuć, że nabrano wobec nich podejrzeń głównie dlatego , że on pochodzi z Europy Środkowej, a ona jest Azjatką. Wśród kilkuset tysięcy zdjęć śledczy znaleźli kilka aktów zrobionych żonie przez Pawła (a zupełnie nie zainteresowali się albumem zdjęć na papierze pełnym aktów innych kobiet, które robił fotograf na tuziny jeszcze w Polsce) i uznano za nieobyczajną fotkę, gdy kobieta karmi piersią dziecko.

- Co więcej próbowano mi wmówić, że to nie jest nasze dziecko. Według urzędników powinno być bardziej "skośne" po matce. Takich oparów absurdu, w jakich się znaleźliśmy nie wymyśliłby sam Franz Kafka - dodaje.

Zaszczuci i napiętnowani

Polak mówi wprost o szykanach, ograniczeniu kontaktu z dziećmi, które zresztą rozdzielono i jawnym zastraszaniu rodziców - jeśli ujawnią jakiekolwiek szczegóły sprawy stracą dzieci na zawsze. Były też absurdalne zakazy, np. korzystania z internetu i poczty elektronicznej. Dziś wygląda to tak, że po ponad roku trójka dzieci wróciła do matki, ale Paweł ma zakaz pojawiania się w pobliżu domu. Nawet, gdy nikogo tam nie ma. Został bez dachu nad głową i możliwości zarobkowania. Oskarżenia o przestępstwa natury seksualnej nie wniesiono.

Dominika i Sebastian z Londynu stoczyli z Social Services bój o swoje dziecko, które dopiero co przyszło na świat. Niedługo po porodzie odwiedziła ich położna. W domu, gdzie mieszkało jeszcze kilka osób wynajmowali pokój. - Położna powiedziała, że przyjdzie ktoś z opieki społecznej i nam pomoże. No i "pomogli". Zabrali małą i stwierdzili, że mamy sobie szybko znaleźć samodzielne mieszkania z oddzielną sypialnią dla dziecka, bo jak nie, to trafi do adopcji - opowiada Dominika.

Kto zna londyńskie realia, to wie, że wynajęcie przez skromnie zarabiającą parę emigrantów z dzieckiem tak zwanego two bedroom flat, czyli tak naprawdę trzypokojowego mieszkania - graniczy z cudem. Urzędników to, jednak nie interesuje. Do tego - jak mówią młodzi Polacy - styl działania tutejszych pracowników socjalnych może się kojarzyć z prokuraturą. To nie urocze panie z tych polskich Ośrodków Pomocy Społecznej, które nie zauważą, że zniknęło z domu jedno, czy kilkoro dzieci.

Wcale też nierzadkie są przypadki, gdy w odbieranie dzieci angażują się byli partnerzy, załatwiający w ten sposób porachunki z rozpadającego się związku. Nie brakuje też innych powodów, a skala zjawiska jest naprawdę alarmująca, skoro niedawno Rzecznik Praw Dziecka zapytał Ministerstwo Spraw Zagranicznych o kompleksową informację w tej kwestii.

"Konsulowie nie wpływają"

Wirtualna Polska także poprosiła MSZ o dane dotyczące Wielkiej Brytanii. Niewiele w nich optymizmu: "W latach 2009 - 2011 polskie konsulaty w Wielkiej Brytanii przyjęły w sumie ok. 190 skarg i wniosków o interwencję w zakresie ochrony praw dzieci. Skargi dotyczyły najczęściej odebrania dzieci przez miejscową pomoc społeczną m.in.: z powodu przemocy w rodzinie, zaniedbania, pozostawiania dzieci bez opieki, molestowania seksualnego, czy alkoholizmu rodziców. Należy zaznaczyć, że obywatele polscy w Wielkiej Brytanii podlegają obowiązującym w tym kraju przepisom, również w zakresie sprawowania opieki nad dziećmi oraz zapewnienia im bezpieczeństwa" - brzmi komunikat z biura rzecznika MSZ.

A przypadki, których Polacy nie zgłosili w konsulatach? Może drugie tyle albo więcej. I jeszcze jedna ważna informacja: "Chcielibyśmy podkreślić, że nasi konsulowe nie mają bezpośredniej możliwości wpływania na orzeczenia niezawisłych, miejscowych sądów, które zgodnie z przepisami, w tym z unijnymi regulacjami pełnią właściwy nadzór. Polskie konsulaty na prośbę rodziców zwracają się, natomiast z prośbami o wyjaśnienia, w przypadkach odebrania dzieci, do brytyjskich ośrodków pomocy społecznej oraz sądów" - dodaje MSZ. Wygląda więc na to, że w tej sprawie na pomoc konsulatu nie ma co liczyć.

Źródło:wp.pl, Robert Małolepszy